Do Nowego Jorku dotarliśmy około 21:00 czasu lokalnego. Z lotniska do hotelu pojechaliśmy Yellow Taxi, które już od kilku lat poruszają się po całym Nowym Jorku (wcześniej jeździły wyłącznie po Manhattanie). Jest to najszybszy i najwygodniejszy sposób wydostania się z JFK, szczególnie, że targaliśmy ze sobą sprzęt nurkowy.
Nasz hotel znajdował się w Queens – Flushing w azjatyckiej części tej dzielnicy. W oczy rzucały się neony z „krzaczkami” oraz bardzo duża ilość małych i większych restauracji.
Hotel znajdował się kilka minut pieszo od pierwszej stacji linii numer 7 metra (Flushing – Main Street). „Siódemką” dojechać można do stacji przy ulicy 42 (Times Square–42nd Street), a stamtąd już w dowolnym kierunku, gdzie się chce.
Metro jest najszybszym oraz chyba najbezpieczniejszym środkiem lokalnego transportu, chociaż połapanie się w tym chwilę nam zajęło, łącznie z nieplanowaną „wycieczką” tunelem pod rzeką Hudson do Jersey City. To małe „potknięcie” wydarzyło się akurat w trakcie zwiedzania indywidualnego, bo po Nowym Jorku oprowadził nas przewodnik Gabriel – można go śmiało polecić, ponieważ posiada naprawdę dużą wiedzę i wie o czym mówi. Tempo poruszania się i zwiedzania było dosyć szybkie, ale jak się ma ograniczony czas i chce się parę miejsc zobaczyć, to trzeba się spiąć – uważam, że warto było.
Pierwszy dzień zaczęliśmy od Grand Central. Co tu dużo pisać miejsce słynne, kręconych tutaj było i będzie bardzo dużo filmów, więc zobaczyliśmy je z innej perspektywy niż w kinie.
Z Grand Central spacer do Madison Square Park. Ponieważ była niedziela, na ulicach i chodnikach ruch był minimalny, więc bez obaw można było chodzić z zadartą głową. Park jest pełen oswojonych wiewiórek, wystarczyło tylko wyciągnąć rękę i już pojawiała się jakaś oczekując na coś do jedzenia.
Z parkiem sąsiaduje jeden z pięciu symboli miasta – wieżowiec Flatrion, czyli słynne „żelazko”.
Dalej spacer Broadway’em do Union Square, gdzie zrobiliśmy małą przerwę. Sam Broadway ciągnie się przez cały Manhattan nie trzymając się siatki prostopadłych i równoległych ulic oraz alei, tak że co jakiś czas albo nim szliśmy albo go przecinaliśmy. Union Square to nieduży park z placem (spodziewałem się czegoś znacznie większego), miejsce spotkań artystycznej części Nowego Jorku. Odbywają się tu przedstawienia, happeningi, wystawy, według nowojorczyków jest to jedno z ich ulubionych miejsc. Przy planu znajduje się również pomnik George’a Washingtona na koniu oraz „Metronome” – wielka instalacja artystyczna przedstawiająca upływający czas.
Następnym punktem był „Brown Building” w którym obecnie mieści się wydział biologii i chemii nowojorskiego uniwerysetu, a w XIX wieku znajdowała się szwalnia. Podczas pożaru w 1911 roku zginęło tam 146 szwaczek, które ratując się przed pożarem wyskakiwały z okien. Od czasu pożaru zmieniły się przepisy przeciwpożarowe i każdy budynek musi posiadać zewnętrzne schody ewakuacyjne, co również jest jednym z rozpoznawalnych elementów architektury miasta oprócz zbiorników wody i ogrodów na dachach budynków.
Dwie minuty drogi od „Brown Building” znajduje się Washington Square – park słynny między innymi z gier w szachy na świeżym powietrzu, fontanny oraz łuku tryumfalnego przez który widać w oddali Empire State Building.
Jest to też część dzielnicy Greenwich Village rozpoznawalnej ze swojej architektury, czyli niskiej szeregowej zabudowy w różnych stylach z kolorowymi domami i schodami. Dzielnica bardzo często wykorzystywana jest jako plan filmowy, więc co chwilę zastanawiałem się czy ja już to gdzieś widziałem…
Kolejnym punktem był przejazd metrem na Brooklyn i dzielnica DUMBO – aktualnie bardzo modne miejsce, które przekształciło się z dzielnicy przemysłowej w mieszkalną. Budynki magazynów oraz fabryk przebudowano na przestronne mieszkania, apartamenty i galerie.
Dzielnica położona jest pomiędzy dwoma mostami Manhattan oraz Brooklyn Bridge. Pod Brooklyn Bridge w dni wolne działa giełda na której można kupić pamiątki, antyki oraz wyroby lokalnych artystów.
Czerwona cegła budynków kontrastuje z zielonym parkiem nad East River, z którego rozpościera się niesamowity widok na Dolny Manhattan.
Po przerwie na obiad wracamy na dzielnicy finansowej Manhattanu pod kolejny z symboli miasta – pomnik szarżującego byka. Jest to symbol potęgi finansowej giełdy nowojorskiej. Panuje też przesąd, że dotknięcie byka ma przynieść sukces finansowy. Czy przyniesie? Zobaczymy.
Pomiędzy wieżowcami wciśnięta jest zabytkowa kolonialna część Manhattanu, obecnie całkowicie odrestaurowana i przekształcona w bary oraz restauracje. Stąd kilka minut dzieli nas od budynku Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych.
Tutaj ciekawostka – najsłynniejszy budynek Wall Street nie mieści się na Wall Street, tylko przy Broad Street 11 – na skrzyżowaniu tych ulic. Po przeciwnej stronie budynku giełdy stoi Federal Hall z pomnikiem George Washingtona. Według amerykanów są to dwa historycznie najważniejsze budynki Stanów Zjednoczonych.
Kolejny przystanek to City Hall Park – miejsce w którym 6 lipca 1776 roku George Washington odczytał Deklarację Niepodległości. Park oświetlony jest po zmierzchu gazowymi latarniami, pośrodku znajduje się zabytkowa fontanna oraz zegar czasu ba którym przedstawiona jest historia miasta. Obok parku znajduje się budynek miejskiego ratusza
Z City Hall pojechaliśmy metrem do miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć po zmierzchu – Time Square. Co tu dużo pisać. Robi wrażenie i już! (albo inaczej: mają rozmach sk…) 😀
Z Time Square wróciliśmy do Queens i po azjatyckiej kolacji wszedłem jeszcze na dach hotelu popatrzeć na miasto nocą. Z dachu widać było również lotnisko La Guardia, którego jeden z pasów startowych skierowany był na hotel. Można było oglądać startujące co minutę samoloty, które przelatywały nad hotelem na bardzo małych wysokościach. Oczywiście jeżeli ktoś lubi.
W SUMIE TO CZASAMI DOBRZE JEST WYJŚĆ NA DACH HOTELU
wieczorem …
… i rano 😀
Drugi dzień w Nowym Jorku zaczęliśmy od przejazdu na Wyspę Roosevelta. Wyspa znajduje się na East River pomiędzy Manhattanem a Queens.
Na Manhattan przemieszczamy się kolejką linową biegnącą wzdłuż Mostu Queensboro, a następnie metrem do World Trade Center Station.
Stacja – to właściwie potężny terminal w kształcie ptaka wypuszczonego z rak dziecka (podobno). Całość konstrukcji jest śnieżnobiała. Stojąc po środku i dodając do tego ostre światło ma się wrażenie, że to część jakiegoś statku kosmicznego.Bryła budynku ma symbolizować pamięć o zamachu z 11 września z przekazem „pamiętamy, ale wybaczany”. Stacja znajduje się w Strefie Zero, w której znajduje się również WTC One, oraz WTC Memorial Museum.
Z terminala idziemy do WTC One. Po wejściu przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa jak na lotniskach. Po tym krótkie oczekiwanie w kolejce i wjazd na taras widokowy z 360 stopniową panoramą Nowego Jorku. To 381 metrów nad miastem. Budynek ma wysokość 1776 stóp (541 metrów), co symbolizuje datę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości USA.
Obok WTC One znajdują się dwie fontanny – pomniki wybudowane dokładnie w miejscach, gdzie stały wieże WTC. Na każdej fontannie wyryto imiona i nazwiska osób, które zginęły w zamachu. Służby miejskie w dniu urodzin danej osoby umieszczają przy jej nazwisku kremową różę w imię pamięci.
Stamtąd idziemy pod jednostkę straży pożarnej, której strażacy jako pierwsi nieśli pomoc ofiarom zamachu. Na umieszczono tablicę pamięci ku czci poległych. Kilkadziesiąt metrów dalej można odpocząć w parku Zucotti’ego (kiedyś Liberty Plaza) i zjeść coś na szybko z budek i wózków z hot dogami i hamburgerami.
Po krótkiej przewie przejeżdżamy tym razem autobusem na nabrzeże 83, skąd wypływamy na rejs wokół Manhattanu i Statuy Wolności. Przy nabrzeżu 86 zacumowany jest lotniskowiec USS Intrepid.
Został przekształcony w muzeum lotnictwa i znajduje się tam bardzo dużo ciekawych eksponatów. Między innymi samolot Concorde, polski Mig 17, oraz prom kosmiczny Enterprise. Niestety muzeum czynne jest do godziny 17:00 i nie zdążyliśmy, czego mi bardzo szkoda. Sam rejs to Manhattan z innej perspektywy, szczególnie przy zachodzącym słońcu odbijającym się w szklanych budynkach.
Po zakończeniu rejsu większa część z nas wróciła do hotelu, a część postanowiła coś jeszcze zobaczyć. Za namową Gabriela zobaczyliśmy nową atrakcję Nowego Jorku – ogrody High Line. Jest to zrewitalizowany obszar w dzielnicy Chelsea – park utworzony w miejscu nieczynnej kolejki miejskiej. Znajduje się on koło 9 metrów nad ziemią, ma prawie 3 kilometry długości i zaledwie kilka szerokości.
Trasa biegnie pomiędzy biurowcami i fabrykami. Można obserwować pracujących ludzi odpoczywając na ławkach pośród zieleni i fontann. Spacer zakończyliśmy w najnowszej części ogrodów. Postanowiliśmy jeszcze przejść się pomiędzy barami i małymi knajpkami, który w tamtym rejonie jest zatrzęsienie.
Zgodnie ze wskazówkami Gabriela poszliśmy do najbliższej stacji metra – jak się okazało nie tej, wsiedliśmy nie do tego metra i pojechaliśmy tunelem pod rzeką Hudson do New Jersey. Taka mała pomyłka i prawie godzina w plecy. Droga powrotna to już pestka – w trybie przyspieszonym przestudiowaliśmy mapy metra wzdłuż i wszerz, więc dotarcie do stacji przy Time Square z przesiadką w WTC Terminal to już była pestka. Ponieważ czas nas nie gonił ponownie poszliśmy na Time Sqare – tym razem było już naprawdę ciemno i jeszcze bardziej widowiskowo. Po drodze do hotelu czekał nas jeszcze przejazd linią nr 7 (ha! udało się trafić na przyspieszoną!), kolacja w tajskiej restauracji i małe ciut ciut na lepszy sen.
Następny dzień rozpoczęliśmy od spaceru po Central Parku, który w środku tygodnia jest pusty. Nie ma setek ludzi odpoczywających na kocach, grających w piłkę, jest cicho i przyjemnie.
Z parku wychodzimy przez Pola Truskawkowe mijając mozaikę Imagine – pomnik ku czci Johna Lennona, zastrzelonego w drzwiach swojego domu znajdującego się po przeciwnej stronie ulicy. Metrem jedziemy do Harlemu, gdzie mieści się Teatr Apollo, miejsce, w którym swoją karierę rozpoczynali między innymi Steve Wonder, Jimi Hendrixa, Billie Holiday i Michael Jackson.
Z Harlemu wracamy ponownie na Manhattan do Katedry św. Jana. Jest to nie ukończona katedra nazywana Kościołem Wielu Religii. Odbywają się tam nabożeństwa, przedstawienia, wystawy. Jest w stanie pomieścić około pięciu tysięcy osób, co sprawia że jest jedną z największych tego typu budowli na świecie (hmmm, Lichenia to chyba nie widzieli…).
W katedrze umieszczono między innymi kontrowersyjną rzeźbę 9/11 Meredith Bergmann oraz pomnik pamięci 12 poległych strażaków podczas pożaru w 1966 roku.
Kolejnym miejscem ma mapie Nowego Jorku był Rockefeller Center i spacer zakończony w Rockefeller Garden przed pozłacaną rzeźbą Prometeusza oraz fontanną, które otoczone są masztami z flagami 200 państw. Niedaleko znajduje się Radio City City Hall – najsłynniejszy i najbogatszy teatr Nowego Jorku.
Tutaj żegnamy się Gabrielem i wykorzystujemy czas który pozostał do wieczora na przejażdżkę i spacer po plażach Coney Island. W sezonie to miejsce tętni życiem, szerokie plaże i parki rozrywki są pełne ludzi. W październiku jest cicho, spokojnie, a jeżeli ktoś coś mówi, to … po rosyjsku. Okazuje się, że jest to największe około 40% skupisko emigrantów rosyjskojęzycznych. W końcu czułem się prawie jak w domu 😉
Z ogromnego molo można podziwiać panoramę miasta, na horyzoncie błyszczy WTC One, czekamy do zachodu słońca i wracamy do hotelu, tym razem już bez żadnych przygód i pomyłek.
NASTĘPNE —> FLORYDA