2017 Chorwacja

     Wyjazd do Chorwacji od początku planowany był jako wyjazd rodzinny. Dlaczego akurat Chorwacja? Bo dosyć już polskiego morza, które oczywiście ma swój niepowtarzalny klimat, aczkolwiek pogoda to za każdym razem jest loteria. Jak świeciło słońce to było naprawdę fajnie, pomijając oczywiście folklor w postaci „parawaningu”, ale jak padało, to dawało kosmicznym dramatem – wszyscy usilnie próbowali dotrzeć do najbliższego większego miasta żeby coś ze sobą (a w zasadzie ze swoimi ogrami) zrobić. Sprowadzało się to do stania w korkach, odwiedzania sal zabaw, krytych basenów i tak dalej, gdzie oczywiście były dzikie tłumy szukające rady na niepogodę. Nie mówię już oczywiście o cenach, które w sezonie (no bo poza sezonem większość miejscowości albo nie funkcjonuje albo przełącza się w tryb czuwania) porównywane są do cen europejskich. Rozumiem, że trzeba zarobić, ale bez przesady!

     Wracając do Chorwacji – po szybkim zapoznaniu się z geografią kraju, a także biorąc pod uwagę opinie znajomych padło na rejon Istia, a dokładnie na miasto Pula. Co mnie osobiście przekonało? Kilka rzeczy. Po pierwsze odległość. Z Opola do Puli to około 1000 kilometrów. Droga nie tyle męcząca dla kierowcy, co dla wyżej wspomnianych ogrów zasiadających na fotelikach z tyłów samochodów i powtarzających co kwadrans „…daleko jeszcze?”. Można się po jakimś czasie delikatnie zirytować, nie? Po drugie – pogoda. Nawet jak jest pochmurno, albo pada, to temperatura waha się w granicach 28-30 stopni. Nie mówię już o temperaturze wody, która średnio ma 25 stopni (Bałtyk ma około 18-19 w sierpniu). Trzecia rzecz, to rejon – można trochę pozwiedzać, popływać statkami, ponurkować, posnurkować, każdy jest w stanie zagospodarować sobie czas w zależności, od tego, na co akurat ma ochotę i co preferuje.
Po przydługim wstępie jeszcze jedna rzecz. Wcale się nie czepiam Bałtyku (no może ciut), ale każdy chce wypocząć – zarówno dzieci, jak ich rodzice. Można oczywiście znaleźć w Polsce tysiąc różnych innych ciekawych i niepowtarzalnych miejsc, aczkolwiek przy letnim wypoczynku są ważne dwie rzeczy – ciepła woda (tak, w kranie też) i gwarantowana pogoda.


Przed wyjazdem szybkie pakowanie. Około 1/3 bagażnika zajęły dwa komplety sprzętu nurkowego, reszta, to dwie duże torby i trochę jedzenia. Jeżeli wiemy, że pogoda nie będzie płatać figli, a nawet jak będzie, to temperatura nie spadnie poniżej 20 stopni w nocy, to z ciepłych rzeczy jedna para długich spodni, jakiś polar albo bluza, a reszta to wszystko co w nazwie zawiera słowa „krótki / krótka / krótkie” 😉
Nasza trasa prowadziła przez Czechy, Austrię, Słowenię oraz część Chrowacji, więc niezbędny był zakup winiet. Żeby nie tracić czasu po drodze, winiety kupiliśmy w opolskim oddziale PZMmot. Ceny winiet w 2017 roku przy wyjeździe 14 dniowym:
– Czechy – 30 dni – 89,50 zł
– Austria – 10 dni – 56,50 zł x 2
– Słowenia – 30 dni – 153,50 zł
Łączna suma to 356 złotych. Doliczając do tego paliwo na około 2000 km za drogę wychodzi około 1000 złotych. W koszt przejazdu wliczyłem też dwukrotny przejazd autostradami w Chorwacji – 96 kun (2 x 48), tj. około 56 złotych. Większość trasy pokonuje się autostradami, więc jedzie się płynnie i droga się nie dłuży. Nam jadąc na trzy auta zajęło to około 12 godzin z trzema przystankami na popas 😉 Dwa wąskie gardła to Graz i około 15-20 minutowy korek związany z przebudową węzłów autostradowych, oraz 20 minutowa kolejka na granicy Słowenia – Chorwacja. Wprowadzono tu obowiązkowe kontrole dokumentów. Jeżeli chodzi o ceny paliw, to Słowienia i Chorwacja, ma trochę wyższe ceny niż w Polsce około 5 złotych w przełomie lipca – sierpnia, natomiast dobrze zatankować w Austrii przed granicą ze Słowienią – cena litra „95” – 1,11 euro (4,35 PLN).

    Ceny na miejscu są nieznacznie wyższe niż w Polsce. Mówię oczywiście o sklepach sieciowych (takich samych jak u nas). Smaczniejsze owoce i warzywa warto kupić na lokalnych targowiskach. Radzę wystrzegać się sklepów w kempingach, ośrodkach lub położonych bezpośrednio przy nich, ponieważ tam pieczywo może kosztować nawet 5-6 razy więcej niż w lokalnej piekarni. Powód jest prosty – każdy chce zarobić, a sklepy te nastawione są przede wszystkim na turystów operujących walutą euro.


W rejonie Puli jest trochę ciekawych rzeczy do odwiedzenia. Zacznę od akwarium znajdującego się w forcie z początku XX wieku. Fort popadł w całkowitą ruinę, ale od około 2001 roku jest sukcesywnie odnawiany, przekształcony w akwarium morskie, które jest ciągle rozbudowywane i powiększane nowe okazy występujące w Morzu Adriatyckim. We wnętrzach oprócz akwariów znajduje się wystawa z historycznymi fotografiami umocnień. Takich umocnień znajduje się na wybrzeżu Istrii całe mnóstwo. Mniejsze, większe, zarówno utrzymane w przyzwoitym stanie, jak i całkowicie opuszczone.


Pula to około 60 tysięczne miasto z długą historią. Co warto zobaczyć? Na pewno amfiteatr, którego budowę rozpoczęto w 2 wieku przed naszą erą, Stare Miasto i twierdzę. Jest to około dwugodzinny spacer, podczas którego przemieszamy się stylowymi uliczkami z dużą ilością restauracji, pubów oraz małych sklepów z pamiątkami.
Jeżeli ktoś interesuje się statkami, to można podejrzeć budowę zbiornikowca Santiago I, który zacumowany jest przy nabrzeżu portowym. Z bliska jego gabaryty robią naprawdę duże wrażenie. Bezpośrednio z nabrzeżem stoczni graniczy nabrzeże portowe, przy którym cumują kutry rybackie, jachty oraz małe statki wycieczkowe.


Jednym z takich statków wybraliśmy się na całodniowy rejs po wybrzeżu Istrii. Informacyjne – średnia cena za osobę dorosłą to 300 kun, na dzieci od 8 do 15 lat – 150 kun, dzieci do lat ośmiu bezpłatnie. Większość ofert jest taka sama, czyli wypłynięcie o godzinie 09:00 i powrót około 18:00. W trakcie rejsu na pokładzie serwowany jest wliczony w powyższą cenę obiad, napoje oraz wino. Nam chyba najbardziej smakowały ryby, ale był też kurczak oraz wieprzowina. Po około dwóch godzinach od wypłynięcia – pierwszy przystanek – miasto Rovinj z klimatycznymi wąskimi uliczkami, tak wąskimi że aż klaustrofobicznymi. Część kamienic umiejscowiona jest bezpośrednio na skalistym wybrzeżu i można z nich zejść bezpośrednio do morza. Wygląda to trochę jak kawałek Wenecji. Na miejscu jest około dwóch godzin wolnego czasu, ale to spokojnie wystarczy. Można też wybrać opcję zwiedzania z przewodnikiem, który jest obecny na statku – trwa to około 45 minut. Do najważniejszych zabytków miasta należą katedra św. Eufemii, Ratusz, liczne budynki sakralne oraz bramy miejskie.


Następnym punktem rejsu jest Kanał Limski. Jest to kanion wcinający się w poprzek lądu o długości około 10 kilometrów będący częścią rezerwatu przyrody. Statek wycieczkowy dopływa tylko do jaskini pirackiej i tam zawraca po około 2-3 kilometrach. Ściany kanionu wyglądają zupełnie inaczej niż wybrzeże Istrii, mi najbardziej kojarzą się z zielonymi stromymi greckimi brzegami.


Kolejny i ostatni przystanek z dwugodzinną przerwą na zwiedzanie, zakupy lub plażowanie to miasteczko Vrsar. Typowo turystyczne z mnóstwem sklepów, restauracji i ładną panoramą zarówno zatoki portowej jaki i drugiej strony cypla, gdzie rozpościera się widok na mniejsze i większe chorwackie wysepki. Najlepszym punktem widokowym jest mały taras za kościołem św. Marcina umiejscowionym w najwyższym punkcie miasta. Można też wejść na wieżę, która znajduje się bezpośrednio przy kościele, ale wstęp jest płatny i kosztuje 15 kun. Można skorzystać z tej opcji, ale ja akurat wolę znaleźć swoje miejsce na zrobienie zdjęcia, takie z którego widok będzie bardziej oryginalny i nie będzie to ujęcie powielane milion razy w internecie.

     Jeżeli chodzi o plażowanie w rejonie Puli, to nie ma najmniejszego problemu ze znalezieniem sobie miejsca. Co kilkaset metrów znajdują się zagospodarowane plaże kamieniste z wypożyczalniami sprzętu parasolami, leżakami i gastronomią. Można też odpoczywać na skalistym wybrzeżu bezpośrednio przy morzu, lub kilka metrów wyżej w cieniu drzew. Nie ma plaż piaszczystych, więc obowiązkowym wyposażeniem są buty do wody. Brak takich butów może skończyć się poważnym urazem stóp spowodowanym zranieniem się o skały lub nadepnięciem na jeżowca.

      Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz na którą trzeba uważać. Przy intensywnie falującym morzu, co zdarza się bardzo rzadko, powstają silne prądy wsteczne. Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze. Podczas skoków przez fale na naprawdę płytkiej wodzie fal wyciągnęły mnie dobrych kilkadziesiąt metrów w głąb morza. Zanim zorientowałem się co jest grane, to całkowicie się wypompowałem próbując płynąć bezpośrednio do brzegu zamiast w poprzek fal (teraz jestem mądry, bo poczytałem w necie), i gdyby nie pomoc kolegi to leżałbym na plecach i dryfował w głąb morza czekając na wyciągnięcie przez jakąś łódkę.

    Praktycznie całe wybrzeże Istrii nastawione jest na turystykę i z turystki żyje, więc nie ma problemu ze znalezieniem dla siebie jakiejś przyjemnej restauracyjki. Jedzenie dobre, aczkolwiek jak dla nas – nic odkrywczego. Dobre ryby i owoce morza przyrządzone w standardach kuchni śródziemnomorskiej. Pomimo usilnych poszukiwań nie natrafiliśmy na chorwackie potrawy regionalne lub jakiś lokal z typową chorwacką kuchnią, jednak może to wynikać z charakterystyki regionu.

      O piwach chorwackich napiszę tylko tyle, że są, ale o ich walorach smakowych nie wiem nic, bo po pierwsze piwa prawie nie pijam, a po drugie się na piwach nie znam. Natomiast wiem co nieco albo ciut ciut o regionalnych wyrobach wysokoprocentowych. Tutaj Chorwaci mają się czym pochwalić. Rakija, a właściwie jej odmiany komovica i travarica to jest coś. Polecam wizytę w jednej z lokalnych wytwórni win i i mocnych alkoholi. Pojechaliśmy w trzech dwoma autami, więc kierowcy musieli się bardzo oszczędzać, bo gospodyni polewała różne odmiany z szybkością kałasznikowa. Smaków chyba ze dwadzieścia, moc od 40 do 60 woltów. Prawie jak w raju! Najgorzej miał trzeci z kolegów, który musiał wszystko opędzić bez oszukiwania. On już wracał delikatnie ugotowany 😉 Kupiliśmy na spróbowanie sześć litrów białego półsłodkiego wina (czerwone są wyłącznie wytrawne i półwytrawne) w plastikowym opakowaniu zastępczym za całe 120 kun. Wino o tyle dobre, że po opędzeniu baniaczka na drugi dzień nie bolała głowa. Być może to również zasługa zmiany klimatu oraz tego, że byśmy jakby nie patrzeć wypoczęci. Podobna sytuacja była w przypadku travaricy – cena za litr 60 kun i brak skutków ubocznych pomimo przyjmowania solidnych dawek. Nie mieliśmy kieliszków więc przez cały wyjazd korzystaliśmy z filiżanek do espresso i miarki były na oko w zależności od ilości przyjętego napoju, co tradycyjnie kończyło się nalewaniem z meniskiem wypukłym 😉


Jeszcze dwie rzeczy z ciekawostek – większość z butelek plastikowych oraz szklanych jest zwrotna, więc można o kilka dni mieć pieczywo w gratisie (jak się komuś oczywiście chce). Druga rzecz to skorpiony występujące rzadko, ale pojawiające się czasami w domach. Zastaliśmy takiego nieproszonego malucha pewnego wieczora – wszedł najprawdopodobniej przez balkon i błąkał się po podłodze. Niby dużych szkód nie robi, ale nie chciałbym nadepnąć na coś, co żądli jak osa…


Z okazji wyjazdu do Chorwacji nastawiłem się na nurkowanie i targaliśmy ze sobą cały sprzęt, jednak nie było okazji żeby zejść pod wodę. W samej Puli znajduje się jedno centrum nurkowe, drugie oddalone o 12 kilometrów, natomiast do fajnych miejsc trzeba było płynąć kilka godzin, co przy dwóch nurkach zajmowało cały dzień, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić, ponieważ junior nie wytrzymałby tyle na łodzi. Na nurkowania wrócimy innym razem, a na wakacje do Chorwacji na pewno, ponieważ nie było w naszym towarzystwie nikogo, kto nie byłby zadowolony, nie licząc hordy ogrów zdziwionych, że „nie ma zasięgu”. Bo też nikt im nie powiedział o zmianach w roamingu w UE obowiązujących od czerwca tego roku. Wiem, jesteśmy bez serca 😉

     Czy polecam Chorwację? Oczywiście, że tak, ale jeszcze przez pełnym sezonem. My wyjechaliśmy z Polski bezpośrednio po zakończeniu roku szkolnego i ominęły nas gigantyczne korki na granicy Słowenia – Chorwacja. Poza tym – wakacje jak najbardziej udane i zleciały zdecydowanie za szybko.

      W drodze powrotnej jeden z przystanków zrobiliśmy w okolicy Brna, w miejscowości Vyskov, gdzie znajduje się Muzeum Techniki Lotniczej i Naziemnej. Jest ono doskonale widoczne z autostrady. Fajna sprawa dla osób interesujących się czasami Zimnej Wojny. Zalega tam całe mnóstwo sprzętu użytkowanego przez Układ Warszawski, a produkowanego przede wszystkim przez ZSRR lub na jego licencji. 


error: Nie kopiuj!!!