2019 – Ukraina, Charków – część pierwsza

W Charkowie wylądowaliśmy tylko dlatego, że nikt z nas jeszcze tam nie był. Aczkolwiek od osób, które tam mieszkają lub mieszkały, usłyszałem, że nie ma tam nic ciekawego i szkoda tracić czas, żeby tam jechać. Jak nie ma nic ciekawego, to trzeba znaleźć sobie coś do zobaczenia, a przy tym ma być to coś, czego nie spotka się gdzie indziej. I znaleźliśmy! Z tym, że skończyło się to dla nas żółtą kartką i ostrzeżeniem o możliwości czasowego lub bezterminowego zakazu wjazdu na Ukrainę. Wniosek z tego jest taki, że „internety” nie do końca są wiarygodnym źródłem wiedzy, ale o tym trochę później.

No dobra, do brzegu. W Charkowie spędziliśmy cztery dni, zrobiliśmy sobie przedłużony weekend. Wylot z Wrocławia, na miejscu wylądowaliśmy dosyć późno, bo około 22:30, więc transport publiczny już praktycznie nie funkcjonował. Przed terminalem taksówki z cenami zaporowymi rzędu 300-400 hrywien, więc ominęliśmy postój szerokim łukiem i za 5 minut jechaliśmy do centrum za ¼ ceny prywatnym samochodem. Ponieważ mieliśmy ze sobą poważnie kontuzjowanego zawodnika, który miał problemy z poruszaniem się bez podpórek zwanych kulami (… co, ja nie zjadę? Wcale nie jest stromo i ślisko!), część z nas pojechała właśnie tym transportem, a część postanowiła dotrzeć do centrum pieszo, w kierunku „przed siebie” łapiąc po drodze na „stopa” trolejbus wracający do zajezdni. Koniec końców spotkaliśmy, a właściwie odnaleźliśmy się na głównym placu Charkowa – Placu Niepodległości, skąd mieliśmy 5 minut pieszo do naszych apartamentów.

Pierwsze wrażenie z nocnego centrum Charkowa. Hmmm… ładnie, czysto, wszystko oświetlone, więc gdzie jest haczyk? Przecież piszą i mówią, że to zwykłe postsowieckie i nijakie miasto.  Noclegi zarezerwowaliśmy przez booking.pl, z opcją rozliczenia się na miejscu. Jest do dobre rozwiązanie w obecnej sytuacji, ponieważ w marcu tego roku (2020) wypadł nam wyjazd do Mediolanu z uwagi na sytuację związaną z koronawirusem. Booking nie zwrócił pieniędzy argumentując to tym, że właściciel lokalu nie zgodził się na zwrot. Kontakt z infolinią i poprzez formularze żaden, nic się nie da załatwić, bo zbywają, więc radzę uważać przy rezerwacjach. Na chwilę obecną jesteśmy paręset euro w plecy, ale to całkowicie inny temat.

            Wracając do lokali w Charkowie i mając doświadczenia z wcześniejszych pobytów na Ukrainie, nastawiliśmy się na jakiś lokalny folklor w sensie fajnego mieszkania w stylu lat 80. Pierwsze zaskoczenie – w kamienicy znajduje się prawie nowa winda. Jadąc zapytałem się gościa, który nas prowadził na miejsce, czemu słychać wodę, jakby coś ciekło. Odpowiedział, że fontanny, więc nie drążyłem tematu, bo doszedłem do wniosku, że go źle zrozumiałem. Mini apartamenty znajdowały się na piątej kondygnacji 130 letniej kamienicy. Zostały oddane do użytku w kwietniu, czyli dwa miesiące przez naszym przyjazdem. Powstały w wyniku adaptacji poddasza i naprawdę, wyglądały sympatycznie. Małe, dwupoziomowe i co najważniejsze z klimatyzacją, bo temperatury w dzień dochodziły do 32 stopni. Co prawda nie mieliśmy czasu, żeby w nich przesiadywać, ale fajnie było wrócić po całodniowym włóczeniu się do wychłodzonego mieszkania.

            Rano okazało się, że jednak mój rosyjski nie jest taki zły, bo na każdym piętrze kamienicy znajdowały się … fontanny i to całkiem spore. Działały tylko te na niższych kondygnacjach, ale myślę, że niejednokrotnie były testowane przez mieszkańców lub ich gości, ale przed tym obowiązkowo musiało paść nieśmiertelne „… co ja nie wejdę? Potrzymaj piwo!”.

            Jeżeli chodzi o lokalizację noclegów, to trzymamy się jeszcze jednej zasady. Musimy mieszkać jak najbliżej jakiegoś dużego bazaru albo hali targowej, bo to jest miejsce, które będziemy odwiedzać bardzo często.

Jakieś 10 minut pieszo od ulicy Rymarskiej na której mieszkaliśmy, znajduje się kompleks hal targowych Центральный Рынок (Centralny Rynek). Dostać tam można praktycznie wszystko, aczkolwiek my nastawiliśmy się wyłącznie na produkty spożywcze. Cel nadrzędny – zlokalizować sało, a potem całą resztę! Kompleks rzuca się w oczy, bo jest cały pomalowany na czerwono i wygląda na w miarę nowy, albo jest tak dobrze utrzymany.

Bezpośrednio po przejściu przez most nad rzeką Łopań znajduje się parterowy bar „Столовая по-домашнему”. Dobre domowe jedzenie, w sam raz po intensywnych nocnych planowaniach zwiedzania. Po śniadaniu i zakupach zrobiliśmy rundę wokół Placu Niepodległości. W centralnym miejscu znajduje się pomnik symbolizujący niepodległość Ukrainy „Lecąca Ukraina”. Obok niej przeszklony budynek Charkowskiego Muzeum Historycznego. Po prawej stronie od wejścia do muzeum na postumentach ustawiono jako pomniki czołg Mark-V, oraz czołg T-34 i działa polowe z czasów II Wojny Światowej. Za budynkiem muzeum nad wejściem do metra góruje pomnik atamana kozackiego Iwana Sirko.

W samym centrum znajduje się bardzo dużo obiektów sakralnych. Między innymi Sobór Zaśnięcia Matki Bożej, Sobór Zwiastowania czy Monastyr Opieki Bożej. Budowle te wyglądają imponująco w dzień, ale większe wrażenie robią podświetlone w nocy, gdy miasto już śpi.

Nad brzegiem Łopania bardzo szybko udało się nam się zlokalizować bar, gdzie przesiadywało dużo miejscowych. Oznaczało to, że jedzenie na pewno będzie dobre, nie mówiąc już o wszelakiego rodzaju napojach. Spędziliśmy tu bardzo miło i przyjemnie pierwsze popołudnie. Do zamknięcia 😉


error: Nie kopiuj!!!